
Choć miejscowi określają je jako Krung Trep lub Miasto Aniołów, pełna, oficjalna nazwa, będąca najdłuższą na świecie, składa się z piętnastu słów i została wpisana do księgi rekordów Guinessa.
Pierwsze wrażenie po przylocie, to oszołomienie. Nowoczesne, ogromne, lśniące stalą i szkłem lotnisko, przyjemny chłód klimatyzacji, czystość i porządek. Już samo wyjście na ulicę daje odczucia nieco inne. Upał, wilgoć i smog miasta sprawiają, że czujemy, jakbyśmy z każdym oddechem wciągali do płuc brudną watę cukrową.
Wycieczka po Bangkoku
Mimo bardzo nowoczesnego systemu zarządzania ruchem tworzą się tu ogromne korki - wytrwanie w nich wymaga ogromnego spokoju. Większość turystów korzysta z bogatej bazy taniego zakwaterowania w dzielnicy Banglamphu, której centrum jest zniesławiona ulica Khao San. Mnóstwo turystów, trwający prawie całą dobę targ, na którym kupić można praktycznie wszystko, od koszulek i pamiątek, po podrabiane legitymacje prasowe i prawa jazdy.Przemykający uliczkami buddyjscy mnisi w pomarańczowych szatach ostro kontrastują z knajpkami, w których wieczorem zbiera się tłum przyjezdnych, by przy dużej ilości miejscowego piwa Chang obejrzeć mecz Euroligi. Sporo tu też podstarzałych hippisów, posiwiałych panów z długimi włosami, którzy sprawiają wrażenie, jakby po wojnie w Wietnamie nie wrócili do domów, tylko zawieruszyli się w tłocznych ulicach tego miasta. Trwa wieczna impreza.
Wynajmując pokój w tej okolicy warto poprosić o taki, którego okna nie wychodzą na ulicę, inaczej zamiast snu czeka nas podskakiwanie z całym łóżkiem w rytm dobiegającej z dołu muzyki. Późnym wieczorem w zaułkach parkują tuk-tuki - typowe dla całej Tajlandii trójkołowe taksówki, które nocą stają się sypialniami dla ponad 100.000 bezpańskich psów Bangkoku.